Gazprom zakręca gaz Niemcom, Francji i Włochom. Polska także może mieć przez to problem
Rosyjski Gazprom pod pretekstem awarii technicznej Nord Stream 1 ograniczył bądź wstrzymał dostawy do kluczowych państw Unii Europejskiej. Rykoszetem może uderzyć to także w Polskę, która przygotowuje się na najtrudniejszy sezon grzewczy w swojej historii.
Rosjanie osuszają Nord Stream 1
Od 15 czerwca rosyjski Gazprom rozpoczął ograniczanie przesyłu gazu przez gazociąg Nord Stream 1 łączący Rosję z Niemcami. Magistrala wykorzystuje obecnie około 40 proc. swoich mocy (pełna przepustowość to 55 mld m3 rocznie), oficjalnie z powodu awarii sprężarki w jednej z tłoczni, którą trudno zastąpić w wyniku…zachodnich sankcji.
To oczywiście czytelny sygnał ze strony Rosji, która wykorzystuje kolejny raz dostawy gazu dla potrzeb własnej polityki zagranicznej.
Decyzja Gazpromu skutkuje poważnymi implikacjami dla całej Unii Europejskiej. Ograniczenia lub brak dostaw błękitnego paliwa dotknęły Niemcy, Francję, Austrię, Włochy, Czechy, Słowację. Jednocześnie rosyjski koncern komunikuje zwiększenie dostaw surowca do Chin. Tu przekaz również jest czytelny: Kreml nakłania w ten sposób kluczowe stolice Starego Kontynentu by zmniejszyły poparcie dla Ukrainy i nie nakładały na Rosję nowych sankcji, w przeciwnym wypadku nastąpi przeorientowanie eksportu gazu do Azji (o czym mówi się od lat, ale wykonalność tego pomysłu jest bardzo trudna). Nie jest przypadkiem także to, że zmniejszenie przesyłu Nord Stream 1 zbiegło się w czasie z wizytą prezydenta Emmanuela Macrona, kanclerza Olafa Scholza i premiera Mario Draghiego w Kijowie.
Dla Polski to zła informacja
Polskie media skupiają się na opisie nowej wojny gazowej w Europie koncentrując się na zachodnich potęgach gospodarczych. Jednak obecna sytuacja może mieć duże implikacje dla Polski, do której rosyjskie błękitne paliwo nie płynie od kwietnia. Nie jest żadną tajemnicą fakt, że krajowy system gazowy bilansuje się obecnie dzięki dostawom gazu odbieranym z Niemiec (de facto Nord Stream 1).
Jednym z celów Rosjan, którzy pod pretekstem technicznym ograniczyli przesył surowca przez Nord Stream 1, jest zapewne ukrócenie reeksportu. Jeżeli ta sytuacja potrwa dłużej to strona polska (spółka PGNiG) będzie zmuszona polegać na własnych siłach (m.in. terminalu LNG w Świnoujściu, wydobyciu krajowym). To problematyczne ponieważ władze w Warszawie planowały pełną niezależność gazową od stycznia 2023 r., kiedy to powinien być gotowy gazociąg Baltic Pipe.
PGNiG szykuje się już na otwarcie Baltic Pipe i zwiększa wydobycie gazu w Norwegii
Węgierskie koło ratunkowe?
Z perspektywy Polski kluczowe wydają się obecnie dwie rzeczy: po pierwsze jak najszybsze otwarcie Baltic Pipe i jego kontraktacja pod kątem surowca, po drugie bilansowanie systemu gazowego do tego momentu. Jeżeli przesył surowca poprzez Nord Stream 1 będzie utrzymywał się na niskim poziomie to będzie to nie lada wyzwanie.
Import LNG poprzez terminale w Świnoujściu i Kłajpedzie, wydobycie krajowe i zapełnione magazyny raczej nie wystarczą (choć to zależne od skali kryzysu, długości jego trwania oraz pogody). Paradoksalnie nieoczekiwanym ratunkiem może okazać się Wiktor Orban i jego prorosyjska polityka…
Prace budowlane Gazociągu Polska – Słowacja zostały zakończone, a nowy interkonektor powinien zacząć działać na przełomie drugiego i trzeciego kwartału 2022 r. To magistrala za pomocą, której Polska mogłaby sprowadzać gaz np. z Węgier, które są zaopatrywane w sposób niezakłócony przez Gazprom.
Tyle teorii, ponieważ deficyty błękitnego paliwa występują również na Słowacji, która także będzie rozglądała się za możliwością importu dodatkowych wolumenów. Poza tym Rosjanie będą robić wszystko by ograniczać zjawisko reeksportu. Z drugiej jednak strony Warszawę i Budapeszt łączą specjalne relacje.
Podsumowując: niewiadomych jest wiele i tegoroczny sezon grzewczy będzie z pewnością niezwykle nerwowy.
W Polsce zabraknie gazu? Sytuacja jest stabilna, jednak istnieją też wąskie gardła
Co z tego wynika?
Kryzys energetyczny wywołany pandemią COVID-19 i polityką rosyjskiego Gazpromu, a później także wojną na Ukrainie wciąż wzbiera na sile. Jesienią br. można spodziewać się jego apogeum nie tylko z powodu możliwych ograniczeń dostaw gazu, ale również węgla.
To olbrzymie wyzwanie dla państwowego PGNiG, na którym spoczywa obecnie ważne zadanie zabezpieczenia takich dostaw błękitnego paliwa, które pokryją wciąż rosnące z roku na rok zapotrzebowanie na gaz ziemny (obecnie 20 - 21 mld m3 rocznie). Dla wielu sektorów gaz to warunek konieczny funkcjonowania (branża nawozowa wpływająca bezpośrednio na ceny żywności >>>Grupa Azoty; energetyka definiująca ceny energii >>>PGE, Tauron, Enea; ciepłownictwo dostarczające ciepło systemowe dla kluczowych miast w kraju).
Jakiekolwiek utrudnienia w bilansowaniu systemu gazowego mogą skutkować wprowadzeniem tzw. stopni gazowych i reglamentacją tego paliwa, co oznaczałoby olbrzymie straty gospodarcze także dla przemysłu, szczególnie energochłonnego (np. KGHM, który jest największym konsumentem energii w Polsce). Strat bezpośrednich bądź pośrednich wynikających ze wzrostów cen energii (rosnąca liczba elektrowni gazowych).