Inwestowanie w sztukę – ile można zarobić? Obrazy na rynku finansowym – recenzja książki Anny Lucińskiej
Ile można zarobić na inwestowaniu w sztukę na rynku polskim? Czy inwestowanie w obrazy jest bardziej opłacalne, niż inwestowanie w akcje?
Brakowało bardzo publikacji, która pokazałaby czarno na białym ile można zarabiać na inwestowaniu w sztukę, a konkretnie w obrazy, na rynku polskim. Tę lukę wreszcie uzupełnia publikacja „Obrazy na rynku finansowym” Anny Lucińskiej (Difin, Warszawa 2021).
Wszystko co trzeba wiedzieć o zasadach działania rynku sztuki
Szacuje się, że majątek związany ze sztuką pod koniec 2018 roku miał wartość około 1,7 bln USD, a w 2023 r. będzie miał wartość 2,1 bln USD – wynika z szacunków Deloitte Luksemburg. Inwestowanie w sztukę na Zachodzie i w Azji jest bardzo popularne, tymczasem w Polsce mało kto kupuje obrazy mistrzów w celach inwestycyjnych czy oszczędnościowych. Nie jest jednak wykluczone, że i w naszym kraju zapanuje wreszcie moda na sztukę, a jest to możliwe tym bardziej po publikacji omawianej książki, która powinna do tego zachęcić.
Autorka postanowiła bowiem zadać pytanie badawcze: czy istnieją na polskim rynku malarstwa inwestycje stwarzające możliwość uzyskania efektywności wyższej, niż inwestycje na rynkach obligacji skarbowych, akcji WIG20 i nieruchomości oraz w jakich sytuacjach może to mieć miejsce?
By odpowiedzieć na tak postawione pytanie, autorka wykonała ogrom pracy. Efekty naprawdę widać i ta publikacja jest chyba pierwszą na polskim rynku wydawniczym, która zawiera konkretne – można chyba tak stwierdzić – porady inwestycyjne z prawdziwego zdarzenia, poparte obliczeniami.
Ciekawy niezmiernie jest już rozdział I, w którym autorka przybliża czynniki cenotwórcze, występujące na rynku sztuki. Osoby zainteresowane tym rynkiem znajdą tutaj doskonały jego opis, przedstawiający jego unikalny charakter (np. niepowtarzalność dzieł rodzi płytkość i heterogeniczność, czyli brak możliwości porównywania z substytutami). Dowiedzą się, że rynek sztuki jest nietransparentny i niedoskonały i nieefektywny, a to znaczy, że rynek wolno konsumuje informacje na temat dzieł, a sprzedający ma wielką przewagę nad kupującym (asymetria informacyjna).
Zainteresowani dowiedzą się także, co kreuje popyt na dzieła sztuki. Jest to oczywiście przede wszystkim wzrost zamożności społeczeństwa. Ale działa tutaj m.in. paradoks Veblena, czyli im droższy obraz, tym wyższy popyt na niego, bo nabywcy uzyskują w ten sposób prestiż. Poza tym, często spotyka się tzw. efekt kuli śnieżnej, czyli powstawanie mody na obrazy danego artysty z uwagi np. na zaskakująco wysoką licytację jednego z jego dzieł.
Autorka omawianej pozycji przypomina także, że na rynku sztuki obowiązuje efekt megagwiazdorstwa (ci malarze, którzy już są na najwyższej półce, zapewne tam już pozostaną, więc ich dzieła będą dość dobrze trzymać cenę). A także fakt, że najlepszymi okazjami na rynku sztuki są okoliczności 3D, czyli śmierć kolekcjonera (death), przymus sprzedaży w wyniku zadłużenia (debt) oraz rozwód (divorce).
Idąc dalej, można się dowiedzieć, że polska sztuka jest niedoszacowana, gdyż nasz rynek jest mały i aktywni na nim są tylko lokalni nabywcy. Poza tym, trzeba na polskim rynku uważać, bo około 20% sprzedawanych na nim dzieł to falsy (czyli podróbki). To dlatego warto baczną uwagę zwracać na proweniencję (pochodzenie) dzieła. Warto tutaj – ku przestrodze kolekcjonerów – zacytować niesamowitą historię, którą przytacza Lucińska, o tym jak fałszerze urządzili odpowiednio całe mieszkanie w Niemczech, po to tylko, by drogo sprzedać zfałszowany obraz, który miał być wiekowy i długo pozostawać w dyspozycji staruszki, która zmarła.
Zobacz także: John Maynard Keynes zarobił na akcjach i dziełach sztuki fortunę. Jak inwestował słynny ekonomista?
Ile można zarobić na inwestowaniu w obrazy w Polsce
No dobrze, ale przejdźmy do rzeczy. Ile można zarabiać na inwestowaniu na polskim rynku sztuki? Czy to jest bardziej opłacalne, niż inwestowanie w spółki z WIG20 czy w obligacje skarbowe?
Trzeba zacząć od tego, że w Polsce – tak jak i w innych krajach – istnieje prosta zależność: im lepsza sytuacja gospodarcza, i im lepsza koniunktura na giełdzie, tym wyższe ceny dzieł sztuki. To znaczy, że kupować dzieła sztuki najlepiej w czasie recesji i bessy, a sprzedawać na szczycie giełdowej hossy.
Inna ważna konstatacja jest taka, że inwestując z myślą o sprzedaży na rynku polskim warto kupować przede wszystkim tzw. polonika. Chodzi o obrazy prezentujące dworki, konie, typowe polskie pejzaże. Wysokie ceny osiągają też dzieła prezentujące zwycięskie bitwy, chwile chwały polskiego oręża. Bardzo popularna i łatwo sprzedawalna jest też tematyka łowiecka. Najtrudniej zbywalna jest martwa natura i sztuka sakralna.
A przechodząc do najważniejszego, czyli do wykonanego przez autorkę badania, to polegało ono na wyznaczeniu stóp zwrotu i określeniu efektywności inwestycji w obrazy na rynku polskim, do czego wykorzystano dane z portalu artinfo.pl z lat 2007-17. Próbka badawcza objęła około 4,6 tys. transakcji. Lucińska sporządziła indeksy cenowe dla 30 najpopularniejszych artystów (w pierwszej trójce znalazły się nazwiska: Nikifor, Jerzy Nowosielski i Jerzy Kossak).
Okazało się, że średnia arytmetyczna stopa zwrotu na rynku sztuki jest mniejsza, niż stopa zwrotu wolna od ryzyka, ale większa od stopy zwrotu dla WIG20 i nieruchomości. Ponadto, rynek sztuki cechuje umiarkowana ujemna korelacja z rynkiem obligacji i giełdą. To wszystko oznacza, że inwestowanie w sztukę nie jest głupim pomysłem, szczególnie jako czynnik dywersyfikujący portfel.
Co chyba najciekawsze, autorka sporządziła indeksy dla każdego z 30 najpopularniejszych na polskich aukcjach artystów. Pozwoliło to wskazać tych, których obrazy przynoszą najwyższe stopy zwrotu. Wymieńmy tutaj kilku, by nie zdradzać wszystkiego: Julian Fałat, Juliusz Kossak, Jan Berdyszak. Mało tego, autorka stwierdziła w ramach badania, że istnieją obrazy, których efektywność jest wyższa od efektywności inwestycji w akcje czy nieruchomości, a ich korelacja z WIG20 jest istotna, a warunki te spełniają m.in. prace Władysława Chmielińskiego (Stachowicza) czy Edwarda Dwurnika.
Monografia „Obrazy na rynku finansowym” Anny Lucińskiej jest więc niezwykle ciekawą pozycją, z punktu widzenia zarówno początkujących, jak i zaawansowanych inwestorów działających na rynku sztuki. Brakowało takiej pozycji na polskim rynku wydawniczym. Autorka wykonała kawał solidnej roboty.