Przejdź do treści

udostępnij:

Kategorie

Polski atom pod znakiem zapytania z powodu planów Francji i USA

Udostępnij

Duże, krajowe programy budowy bloków jądrowych we Francji i USA mogą stanowić problem dla Polski i jej aspiracji. Po latach stagnacji w przemyśle atomowym, zasób środków u wszystkich globalnych graczy jest ograniczony. Rząd prawdopodobnie nie zdaje sobie z tego sprawy.

23 lipca agencja Reutersa podała, że „francuska spółka energetyczna EDF planuje zwolnić pracowników za granicą i wycofać się z przetargów na niektóre projekty jądrowe za granicą. Koncentruje się bowiem na dużym programie budowlanym w kraju pod przewodnictwem nowego dyrektora generalnego Bernarda Fontany”. Nowy francuski projekt nuklearny ma być priorytetem, a projektowi w Polsce ma być nadana mniejsza ranga.

Czytaj także: Ekspertka SGH ostrzega: atom zagrożony pozwami dostawców technologii

Ta informacja umknęła krajowym mediom, które co do zasady niezbyt dobrze orientują się w realiach budowy dwóch planowanych polskich elektrowni jądrowych. Tymczasem informacje Reutersa mają kluczowe znaczenie. Warto przypomnieć jak przez wiele miesięcy gabinet Donalda Tuska próbował renegocjować umowę pomostową pomiędzy amerykańskimi konsorcjum Westinghouse/Bechtel a państwowymi Polskimi Elektrowniami Jądrowymi, by znormalizować relacje dwustronne i pchnąć do przodu projekt atomowy (był to warunek konieczny jego realizacji). 

Tusk wielokrotnie nie krył irytacji całą sprawą twierdząc bez ogródek, że kontrakt nie zabezpiecza strony polskiej i powoduje, że partner ze Stanów Zjednoczonych ma silniejszą pozycję w relacjach biznesowych niż zleceniodawca (sic!). Już wcześniej szczątkowo docierały do opinii publicznej takie informacje. Np. świeżo nominowany na stanowisko ministra energii, Miłosz Motyka mówił publicznie, że mamy tu do czynienia z kuriozalną sytuacją, w której najpierw dokonano wyboru Amerykanów, a dopiero później rozpoczęto z nimi „negocjacje” o ich wkładzie finansowym w projekt jądrowy. 

Ostatecznie udało się renegocjować umowę pomostową z Westinghouse, choć nie bez politycznych ofiar, by wspomnieć jedynie ówczesnego pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, Macieja Bando. Nadal jest ona jednak utajniona i musimy rządowi wierzyć na słowo, że tym razem interes Polski został zabezpieczony. A został?

Niestety relacja agencji Reuters pokazuje, że właśnie ponownie wchodzimy do tej samej rzeki. Z przyczyn politycznych i bezpieczeństwa partnerem polskiego projektu jądrowego nie może być firma z Rosji czy Chin, a w efekcie dobór partnerów jest niewielki. Na stole pozostaje koreańskie KHNP, francuski EDF i właśnie amerykański Westinghouse, posiłkujący się kooperacją z Bechtelem, bo samodzielnie jako firma nie posiada pełnego łańcucha usług. Z tym, że w ramach sądowego sporu technologicznego i związanego z nim porozumienia, KHNP nie jest już dla Polski żadną opcją. Według przecieków medialnych firma w zamian za możliwość eksportu reaktorów, które wyewoluowały z rozwiązań Westinghouse, zgodziła się podzielić rynki i wycofać z naszego kraju. Reuters sugeruje, że za moment Francuzi mogą zrobić to samo, co w zasadzie nie powinno dziwić. Zaprezentowanie jakichkolwiek konkretów dotyczących budowy drugiej elektrowni jądrowej jest już przesuwane na okres poprzedzający wybory parlamentarne. Rośnie więc ryzyko, że inwestycja po prostu się „nie wydarzy”. Jakby tego było mało również strategiczny i epokowy traktat dwustronny z Nancy nie został napełniony treścią. W zasadzie nie towarzyszyły mu żadne umowy. W tych realiach, dlaczego EDF miałoby pozorować rzeczywistą konkurencję na polskim rynku?

W takim układzie na stole pozostanie jedynie Westinghouse/Bechtel. Opcja bezalternatywna, bo jak się okazuje „renesans atomu” spowodował, że do polskiego projektu jądrowego wcale nie ustawiła się kolejka chętnych. Partner, z którym były już wedle wypowiedzi polityków problemy z umową pomostową czy realizacją poziomu local contentu (a więc parytetu udziału polskich firm o czym wspominał pełnomocnik rządu, Wojciech Wrochna). Partner, który w dodatku nie posiada w Europie zaplecza podwykonawców i sam z powodu nacisków prezydenta Donalda Trumpa ma zbudować w Stanach Zjednoczonych dziesięć nowych reaktorów. To program podobny do francuskiego. Warto więc zadać sobie pytanie czy po latach stagnacji w branży może być zrealizowany równolegle z działaniami w Europie? 
 

Udostępnij