Warren Buffett inwestuje w Alphabet. Dlaczego właściciel Google przekonał Berkshire Hathaway dopiero teraz
Jedna z najbardziej oczywistych inwestycji ostatniej dekady wymknęła się nawet Warrenowi Buffettowi. Alphabet, właściciel Google’a, rósł na oczach Berkshire, a mimo to konglomerat wchodzi do spółki dopiero teraz - osiem lat po tym, jak Buffett publicznie zachwycał się jej biznesem. To podręcznikowa historia błędu zaniechania, który tym razem kosztuje dziesiątki miliardów USD i jest zaskakująco aktualną lekcją także dla wszystkich inwestorów.
Jak skutecznie inwestować w spółki dywidendowe? – Piotr Kwestarz | Procent Składany
W świecie inwestycji jest pewna pocieszająca prawda: jeśli nawet Warren Buffett potrafi spektakularnie „przegapić oczywistość”, to zwykły inwestor nie musi się aż tak biczować za własne błędy. Historia relacji Berkshire Hathaway z Alphabetem, właścicielem Google’a, to podręcznikowy przykład takiej spóźnionej mądrości.
Dopiero w trzecim kwartale tego roku Berkshire kupiło akcje Alphabetu - i to od razu w poważnej skali. W portfelu konglomeratu znalazło się ok. 17,8 mln akcji klasy GOOGL, czyli tych z prawem głosu. Pakiet jest dziś wart mniej więcej 5 mld USD. Informacja wyszła na jaw dopiero w piątek wieczorem, w momencie publikacji obowiązkowego raportu 13F. Rynek zareagował natychmiast - w poniedziałek rano kurs Alphabetu rósł o ok. 4,7 %, sięgając 289 USD za akcję.
Akcje spółki Alphabet są dostępne na platformie SaxoTraderGo pod tym linkiem
Dla kogoś, kto patrzy na Wall Street z Europy, może to wyglądać jak kolejny rozdział w długiej historii “amerykańskich big techów”, które od lat napędzają globalne indeksy. Ale w tym wątku jest coś więcej: to opowieść o tym, jak nawet najbardziej legendarny inwestor świata potrafi zobaczyć świetny biznes, świetnie go zrozumieć - i mimo to przez lata nie nacisnąć przycisku „kup”.
Buffett widzi, Buffett żałuje
Buffett i jego wieloletni partner biznesowy Charlie Munger nie są tu wcale mądrzy „po fakcie”. Już w 2017 r., na dorocznym walnym zgromadzeniu Berkshire, obaj mówili otwarcie, że Google (czyli dziś Alphabet) to fantastyczny biznes, który doskonale rozumieją. I że żałują, iż go nie kupili.
Warren Buffet obchodzi 95 urodziny - sukcesja w Berkshire Hathaway
Gdyby wtedy, w maju 2017 r., Berkshire zdecydowało się na wejście w Alphabet, zapłaciłoby około 45 USD za akcję. Dwa lata później, na zebraniu w 2019 r., wrócili do tego tematu. Znowu padły słowa żalu, że “przegapili Google’a”. Cena rynkowa była wtedy w okolicach 60 USD.
Przez ten czas Alphabet tylko umacniał swoją pozycję. Od debiutu giełdowego w 2004 r., gdy akcje kosztowały ok. 2 USD, spółka urosła na giełdzie w sposób, który dla wielu europejskich inwestorów mógł wyglądać jak osobna klasa aktywów: cyfrowy monopol na globalną uwagę. Od 2017 r. kurs wzrósł mniej więcej sześciokrotnie. To podręcznikowy przykład tego, jak potężne franczyzy biznesowe potrafią rok po roku kumulować wartość dla akcjonariuszy.
Nvidia przedstawi raport finansowy. Czy wyniki uciszą strach przed „bańką AI”?
Google, Geico i 10 dolarów za kliknięcie
Buffett w 2017 r. opowiadał o Google’u z bardzo praktycznej perspektywy - jako klient. Przypominał, że należący do Berkshire ubezpieczyciel Geico był jednym z wcześniejszych dużych reklamodawców w wyszukiwarce. Płacił wtedy ok. 10–11 USD za pojedyncze kliknięcie w reklamę.
W jego stylu, bez zbędnej poezji, sprowadzało się to do prostego wniosku: jeżeli ktoś inkasuje 10 USD za to, że użytkownik kliknie w mały przycisk w internecie, a jego koszt krańcowy jest bliski zera, to jest to kapitalny biznes. O ile nikt mu go nie odbierze.
Buffett wspominał też, że twórcy prospektu emisyjnego Google’a przyjechali do niego po radę. Wzorowali się częściowo na słynnej „instrukcji właścicielskiej” Berkshire. Miał więc świetną okazję, by zadać wszystkie pytania, jakie chciał, dokładnie przeanalizować model biznesowy - i mimo to nie zainwestował. Podsumował to krótko: po prostu to schrzanił.
Munger dodał w swoim stylu, że to nie pierwszy raz. Berkshire „przegapiło” wcześniej Walmart - spółkę, która jego zdaniem była „totalną oczywistością”. Byli wystarczająco bystrzy, by to zrozumieć, ale nie podjęli decyzji. Najgorsze błędy, mówili obaj, to nie te popełniane przy zakupach, lecz błędy zaniechania.
Kto tak naprawdę kupił Alphabet?
Nowy pakiet Alphabetu od razu wywołał pytanie: czy to jeszcze ruch samego Buffetta, czy już jego następców? Formalnie to on kontroluje ok. 90% akcyjnej części portfela Berkshire, ale pozostałe 10% należy do dwóch zarządzających - Todda Combsa i Teda Weschlera.
To właśnie na nich najczęściej wskazują komentatorzy. Skala inwestycji bardziej pasuje do ich dotychczasowych ruchów niż do typowych, wielomiliardowych „zakładów” Buffetta. Berkshire oficjalnie nie ujawnia, kto stoi za poszczególnymi pozycjami, ale biorąc pod uwagę, że Buffett jest u progu emerytury, scenariusz z większą rolą jego następców wydaje się dziś najbardziej prawdopodobny.
Prognozy dla rynku złota po spadkach. Kiedy może powrócić do wzrostów?
Cena, którą zapłacił Berkshire
Patrząc na dzisiejszy kurs Alphabetu, wejście Berkshire wygląda całkiem rozsądnie. W trzecim kwartale średnia cena akcji wynosiła ok. 200 USD, przy przedziale od 175 do 255 USD. Kupowanie w takich widełkach, zanim rynek „dowiązał” kurs do okolic 289 USD po ogłoszeniu udziału Berkshire, wygląda jak klasyczne podejście: kupować wtedy, gdy entuzjazm nie jest jeszcze skrajny.
Warto też zauważyć, że Berkshire sięgnęło po akcje klasy GOOGL, czyli te z prawem głosu. Co ciekawe, notowane są one z lekkim dyskontem względem akcji GOOG, które są pozbawione prawa głosu. To odwrotność intuicyjnego europejskiego myślenia o ładu korporacyjnym: teoretycznie cenniejsze powinny być przecież akcje zapewniające wpływ na decyzje. Rynek amerykański przez lata przyzwyczaił się jednak do struktury, w której realna kontrola nad spółką i tak zostaje przy założycielach, a inwestorzy instytucjonalni patrzą przede wszystkim na wzrost zysków, nie na formalne detale.
Październik miesiącem krachów? Nie dla polskich inwestorów. Oto gdzie widzą okazje inwestycyjne.
Jaką nauczką jest dla Nas ta historia?
Ta historia nie jest tylko anegdotą o spóźnionej reakcji legendarnego inwestora na szalejący big tech. To także przypomnienie kilku prostych prawd, które są aktualne również dla wszystkich - nawet tych, którzy inwestują drobne kwoty.
Po pierwsze, nawet świetnie rozumiejąc biznes, można latami nie podjąć decyzji inwestycyjnej. Strach przed „kupowaniem za drogo” potrafi być równie kosztowny, jak nietrafiona inwestycja. W przypadku Alphabetu koszt błędu zaniechania liczony jest dziś w dziesiątkach miliardów dolarów potencjalnych zysków, które mogłyby trafić do akcjonariuszy Berkshire.
Po drugie, spółki o silnych, globalnych franczyzach - jak wyszukiwarka Google - mają zdolność do długotrwałego kumulowania wartości. Od 2 USD przy debiucie w 2004 r., przez 45 USD w 2017 r., 60 USD w 2019 r., po obecne okolice 289 USD: to krzywa, która pokazuje, jak wygląda siła skali w erze cyfrowej. Z europejskiej perspektywy, gdzie lokalnych odpowiedników takich gigantów mamy niewiele, tym bardziej warto tę lekcję odrobić.
Akcje Amazon mocno w górę. Zapotrzebowanie na AI i chmurę obliczeniową napędza wyniki spółki
Po trzecie, nawet jeśli jesteśmy „spóźnieni”, to świat się na tym nie kończy. Berkshire wchodzi do Alphabetu nie po 45 USD, nie po 60 USD, ale po okolicach 200 USD. I robi to mimo wcześniejszych żalów i publicznie przyznanych błędów. Można więc odczytać ten ruch jako sygnał: lepiej późno niż wcale, jeśli wciąż widzimy przed sobą wieloletni potencjał wzrostu.
A dla nas, obserwujących to z drugiej strony Atlantyku, pozostaje proste pytanie: ile naszych własnych „Google’ów” i „Walmartów” mijamy codziennie, bo nie umiemy przełożyć zrozumienia biznesu na decyzję inwestycyjną? Warren Buffett właśnie dopisał do tej listy jeszcze jeden rozdział - tym razem z happy endem, choć spóźnionym o osiem lat.

