Rząd realizuje interwencyjny skup węgla na rynkach międzynarodowych. Tanio nie będzie
Rząd podejmuje działania, by ograniczyć skalę największego od lat 70-tych kryzysu energetyczno – paliwowego. Być może uda się zapewnić fizyczną dostępność węgla w okresie grzewczym, ale nie ograniczy to wzrostu jego cen, a w efekcie także wzrostu ceny energii elektrycznej.
Zgodnie z danymi Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla oraz Federacji Autoryzowanych Sprzedawców PGG w wyniku embarga na dostawy rosyjskiego węgla na krajowym rynku powstała luka na poziomie 11 mln ton. 6 mln ton braknie w energetyce, a 5 mln w branży komunalno – bytowej. W pierwszym przypadku to 20 proc. zapotrzebowania, ale w drugim aż 40 proc. rynku.
Zapasy węgla w Polsce najniższe od lat. "Czarne złoto" notuje rekordowe ceny, ale i tak trudno je kupić
Mimo, że do rozpoczęcia sezonu grzewczego jeszcze daleko, to pierwsze poważne skutki tej sytuacji są już odczuwalne.
Ceny węgla rosną (w portach ARA tona kosztuje obecnie ponad 320 dolarów, a w 2019 r. było to około 60 dolarów). Dostępność surowca natomiast spada. Centralny Magazyn Węgla jest pusty, a oficjalne zapasy krajowe spadły od grudnia o 36 proc. i wynoszą poniżej 2 mln ton.
Rynek i konsumenci indywidualni już reagują na tę sytuację. Ceny energii na Towarowej Giełdzie Energii są rekordowo wysokie; kluczowa branża regulowana oparta o węgiel tj ciepłownictwo, ostrzega przez utratą płynności; konsumenci indywidualni ruszyli szturmem po opał, ale nie są w stanie go kupić mimo astronomicznych cen na skupach.
Sklep internetowy największej spółki górniczej w Polsce, PGG, pozwala składać zamówienia już tylko we wtorki i czwartki. Spośród 100 tys. klientów, którzy próbowali kupić węgiel w ostatnich tygodniach zostało obsłużonych tylko 5-6 tys.
Zapasy węgla w Polsce szybko się kurczą. W przyszłą zimę Polakom może zabraknąć opału
Rząd próbuje reagować na kryzys
Rząd próbuje reagować na narastający kryzys, co nie jest łatwe, bo dotyczy on nie tylko węgla, ale również gazu czy paliwa. Wojna na Ukrainie „wywróciła stół” i zmusiła Polskę - podobnie jak inne gospodarki Unii Europejskiej - do drastycznego przyśpieszenia działań zmierzających do porzucenia paliw z Rosji.
Minister Klimatu i Środowiska, Anna Moskwa, poinformowała dziś poprzez serwis społecznościowy Twitter, że węgiel, który ma zniwelować lukę powstałą w wyniku sankcji, przypłynie do kraju z Kolumbii, USA, Australii, RPA, Indonezji.
Wpis ma zapewne w zamyśle uspokoić rynek i ograniczyć ryzyko paniki windującej ceny, ale w rzeczywistości pokazuje, że pozyskanie 11 mln ton paliwa z rynków międzynarodowych jest ekstremalnie trudne. Tak duża liczba kierunków wskazuje na brak elastyczności i wysoki poziom zakontraktowania kluczowych eksporterów. Tanio więc nie będzie i to nie tylko ze względu na bardzo duże koszty logistyczne. Jednak rząd najprawdopodobniej nie jest w stanie gasić równolegle wszystkich pożarów i stara się udostępnić fizyczny surowiec spychając na dalszy plan jego cenę. Cena już jest natomiast problemem o czym świadczą interwencje słowne Anny Moskwy.
Co z tego wynika?
Informacje płynące z Ministerstwa Klimatu i Środowiska sugerują, że rząd jest zdeterminowany, by ograniczać skutki największego od lat 70-tych globalnego kryzysu energetycznego.
W przypadku węgla kluczowe jest zapewnienie jego fizycznych dostaw, a jego cena jest sprawą drugorzędną (wzrost ubóstwa energetycznego jest w zasadzie pewny, podobnie jak głęboki kryzys społeczny).
Decyzja o zorganizowaniu wielokierunkowego importu paliwa za pomocą jednej ze spółek PGE sugeruje, że władze mają świadomość ograniczeń produkcyjnych krajowych kopalń, które być może zwiększą produkcję o 1-1,5 mln ton. To absolutne maksimum, ponieważ sektor węglowy jest od lat niedoinwestowany i wygaszany.
Aspekt cenowy kryzysu węglowego dotnie jednak bardzo mocno całą gospodarkę. W szczególności sektor energochłonny, a więc przemysł.