Szwedzi nie chcą być „baterią” dla niemieckich OZE. Państwa z elektrowniami atomowymi zaczynają dyktować warunki Berlinowi
Szwedzi nie zgodzili się na budowę nowego połączenia elektroenergetycznego z Niemcami, argumentując, że negatywnie wpłynęłoby to na stabilność ich rynku. To cenna lekcja dla Polski, która nie powinna wdrażać u siebie kopii rozwiązań wypracowanych przez rząd Angeli Merkel i kontynuowanych przez gabinet Olafa Scholza. Presja lobbingowa na Warszawę jest jednak ogromna.
Niemiecki rynek energii nie funkcjonuje sprawnie
„Szwedzki rząd odrzucił wniosek o budowę nowego podmorskiego połączenia elektroenergetycznego między Szwecją a Niemcami w ramach projektu Hansa PowerBridge o mocy 700 MW, ponieważ niemiecki rynek nie jest wystarczająco wydajny” – poinformowała w piątek agencja Reuters.
„Nie możemy połączyć południowej Szwecji, która ma duży deficyt w produkcji energii elektrycznej, z Niemcami, gdzie dziś rynek energii elektrycznej nie funkcjonuje sprawnie. Oznaczałoby to zbyt duże ryzyko wzrostu cen i zwiększeniem niestabilności rynku energii elektrycznej w Szwecji”” – stwierdziła w oświadczeniu szwedzka minister energii Ebba Busch.
Wnioski dla Polski
Wnioski dotyczące szwedzkiej decyzji wydają się istotne dla Polski.
Wiele środowisk postuluje przebudowę krajowego miksu energetycznego w sposób analogiczny do niemieckiego. Niemcy zrezygnowali z energetyki jądrowej w podstawie swojego systemu i zapowiadają zmniejszanie udziału gazu ziemnego w miksie. Docelowo system ma opierać się na OZE, a zabezpieczeniem dla jego funkcjonowania będą narzędzia operatorskie (np. demand response czyli wyłączanie poboru mocy na żądania w zamian za rekompensatę) i wymiana transgraniczna. Kluczowym elementem tej ostatniej ma być wspólny europejski rynek elektroenergetyczny umożliwiający przesył energii z miejsc, w których jest jej za dużo, do miejsc, gdzie jej brakuje. Tu należy znów sięgnąć do przykładu Hansa PowerBridge.
Zobacz także: 2023 r. z rekordem odmów przyłączeń do sieci. Cierpią głównie projekty OZE
Szwedzkie „nie” dla nowego połączenia elektroenergetycznego z Niemcami, w dodatku argumentowane de facto niestabilnością rynku niemieckiego, pokazuje, że budowa miksu energetycznego złożonego wyłącznie z OZE i opieranie bezpieczeństwa na europejskim wspólnym rynku może być długofalowo myśleniem co najmniej problematycznym. Tym bardziej, że w sąsiedztwie Niemiec funkcjonują aż dwa kraje z dużym udziałem energetyki jądrowej w miksie, stanowiąc de facto „baterię” dla niemieckiej gospodarki, gdy pojawiają się niedobory energii elektrycznej (chodzi o Francję i właśnie Szwecję – oba państwa chcą budować nowe reaktory).
Co z tego wynika?
Polska nie powinna wdrażać u siebie kopii rozwiązań wypracowanych przez rząd Angeli Merkel i kontynuowanych przez gabinet Olafa Scholza. Budowa systemu elektroenergetycznego opartego docelowo w 100 proc. na OZE, może rodzić w okresie przejściowym (mogącym trwać nawet kilka dekad do momentu implementacji dużych, komercyjnych magazynów energii) bardzo istotne problemy gospodarcze.
Przykład szwedzkiej decyzji dotyczącej projektu Hansa PowerBridge pokazuje, że budowa wspólnego unijnego rynku elektroenergetycznego nie jest prosta, a wiele państw kieruje się własnym partykularnym interesem w kwestii bezpieczeństwa energetycznego. Z tej perspektywy włączenie energetyki jądrowej do miksu energetycznego jest dla Polski koniecznością.