Rating USA już nie brzmi AAA. Amerykański deficyt rośnie, a giełdy świętują
Jeszcze przed otwarciem giełd w poniedziałek, inwestorzy dostali sygnał ostrzegawczy – ale nie z Wall Street, tylko agencji ratingowej Moody’s. W piątek późnym wieczorem Moody’s – ostatnia z wielkiej trójki, która jeszcze trzymała najwyższą ocenę zdolności kredytowej USA – obniżyła amerykański rating z prestiżowego poziomu AAA do Aa1. Symboliczne? Być może. Ale też symptomatyczne. Bo choć amerykańska giełda w ostatnich dniach zagrała podgojeniem relacji z Chinami, to Moody’s przypomina brutalnie: deficyt nie zniknie od dobrej woli inwestorów.
Trump, deficyt i miliardy w dymie
Na celowniku Moody’s znalazła się przede wszystkim polityka fiskalna administracji Trumpa. Agencja ostrzega, że planowane przedłużenie ustawy o cięciach podatkowych z 2017 roku – czyli sztandarowej reformy pierwszej kadencji prezydenta – może kosztować amerykański budżet nawet 4 biliony dolarów w ciągu dekady. Tyle, ile wynosi nominalnie cały PKB Niemiec.
To nie pierwszy raz, kiedy rynki rozchodzą się z ocenami agencji ratingowych. Sekretarz skarbu USA, Scott Bessent, próbował uspokajać nastroje, mówiąc, że działania agencji to „opóźnione wskaźniki”. Ale nie sposób nie zauważyć ironii sytuacji – Moody’s mówi o ryzyku związanym z rosnącym deficytem, a rynki... rosną. I to jak.
Wall Street świętuje
W ubiegłym tygodniu amerykańskie indeksy zanotowały najlepsze wyniki od ponad miesiąca. Dow Jones wzrósł o 3,4%, czyli aż o 1405 punktów. S&P 500 podskoczył o 5,3%, a technologiczny Nasdaq aż o 7,2%. Wszystko to po tym, jak administracja Trumpa – najwyraźniej szukająca ulgi po politycznych turbulencjach – zdecydowała się obniżyć kontrowersyjne 145-procentowe cła na chińskie towary do 30%. Tym samym Ameryka i Chiny wracają do stołu negocjacyjnego.
Ale nie dajmy się zwieść: za wzrostami stoi nie siła fundamentów, lecz tymczasowe odprężenie handlowe. Od początku roku Nasdaq nadal jest na minusie (–0,5%), a nawet pomimo ostatniego rajdu, Dow Jones ledwie trzyma się na plusie (+0,3%).
Podczas gdy Bill Ackman widzi w Hertz nową gwiazdę, rynek dostrzega straty i presję konkurencji
Co to oznacza dla Europy?
Z europejskiej perspektywy sytuacja jest podwójnie niepokojąca. Po pierwsze – obniżka ratingu USA, choć symboliczna, rzuca cień na globalne zaufanie do dolara jako bezpiecznej przystani. Po drugie – strategia Trumpa to gra na czas: kolejne cięcia podatkowe, rosnący deficyt, konflikty handlowe z sojusznikami i nacjonalistyczny ton w polityce gospodarczej. A to wszystko w momencie, gdy Europa balansuje między dezinflacją, a powolnym wzrostem.
Gdy Ameryka rozdaje karty, Europa musi grać mądrze. Dlatego inwestorzy na naszym kontynencie będą bacznie śledzić nie tylko dane o sprzedaży domów w USA (które poznamy w czwartek i piątek), ale też wystąpienia członków Fedu – zwłaszcza Jerome’a Powella, który 25 maja przemówi na Uniwersytecie Princeton. Bo choć Fed w ostatnich miesiącach łagodzi ton, to każde słowo przewodniczącego może znów przewrócić stolik.
Na koniec warto zadać pytanie: skoro agencje ratingowe – przynajmniej na papierze – są niezależne, to dlaczego ich ostrzeżenia często mijają się z reakcją rynku? Czy to znak, że rynki straciły wiarę w ich funkcję strażnika? A może po prostu wszyscy grają pod krótkoterminowe okazje, a dług publiczny... to problem przyszłości?
Z europejskiego punktu widzenia nie pozostaje nic innego, jak przyglądać się temu spektaklowi z chłodną głową i trzymać rękę na pulsie. Bo jeśli dolar zacznie drżeć, euro też nie pozostanie niewzruszone.

Opcjonalnie: https://zagranica.strefainwestorow.pl/