Notowania Nvidii zyskują, ale cień geopolitycznej niepewności wciąż unosi się nad rynkiem chipów
Środowy poranek w amerykańskim premarkecie przyniósł inwestorom mocny zastrzyk optymizmu. Akcje Nvidii poszybowały w górę o ponad 5%, a cała technologiczna śmietanka z Nasdaq 100 rosła w ślad za nimi. Powód? Prezydent Donald Trump zasygnalizował możliwe złagodzenie ceł na towary z Chin, które wcześniej zostały podniesione aż do 145%. Tego typu deklaracja, choć wciąż mglista, to wystarczyła, by rynek odreagował ostatnie napięcia handlowe.
Warren Buffett wraca na szczyt. Jak inwestuje legenda rynku – Tomasz Jaroszek | Procent Składany
Nie dajmy się jednak zwieść pozorom — Nvidia, mimo że produkcję swoich chipów opiera głównie na Tajwanie, pozostaje wystawiona na ryzyko retorsji i możliwych, sektorowych sankcji na półprzewodniki. To ryzyko nie znika tylko dlatego, że Waszyngton i Pekin znowu uśmiechają się do siebie przy stole negocjacyjnym.
Akcje Nvidii są dostępne na platformie SaxoTraderGo pod tym linkiem
Regulacje eksportowe: największy znak zapytania
Co więcej, rynek wciąż czeka na ostateczne rozporządzenie w sprawie tzw. AI Diffusion Rule, czyli przepisów ograniczających eksport zaawansowanych chipów. Zgodnie z harmonogramem, mają one wejść w życie 15 maja. Jak zauważa Vivek Arya z BofA Securities, w najgorszym scenariuszu może to uszczuplić przychody Nvidii o kolejne 10%, a zyski na akcję — o nawet 11%. Arya, choć utrzymuje rekomendację „kupuj”, obniżył cenę docelową dla akcji z 160 do 150 dolarów.
Sezon wyników pod znakiem niepewności
Rozpoczynający się sezon wyników spółek technologicznych to swoisty test wytrzymałości dla rynku, który w ostatnich tygodniach doznał kilku mocnych wstrząsów. Nasdaq Composite spadł od początku roku o 16%, a niepewność wokół ceł i otoczenia makroekonomicznego każe inwestorom z większą uwagą śledzić nie tyle same wyniki, co przyszłe prognozy.
Dan Ives z Wedbush nie owija w bawełnę: amerykańska branża technologiczna znalazła się w oku „huraganu kategorii 5”. Zerwane łańcuchy dostaw, brak klarowności w polityce celnej, ciągłe zmiany decyzji administracji — to wszystko sprawia, że firmy mogą mieć problem z formułowaniem jakiejkolwiek sensownej prognozy.
Wszyscy patrzą na prognozy, nie na liczby
Część analityków już spodziewa się, że wiele firm wybierze strategię „przeczekania” i nie przedstawi precyzyjnych prognoz na resztę roku. Niektóre spółki spoza sektora technologicznego już zareagowały — linie Delta skasowały swoje roczne przewidywania, Kimberly-Clark obniżyło je ze względu na „niepewność geopolityczną”. Taki klimat nie sprzyja odważnym deklaracjom.
Między Białym Domem a Wall Street. Jak Donald Trump próbuje podporządkować sobie Rezerwę Federalną
Konsument w centrum uwagi
Kolejna niewiadoma dotyczy zachowania konsumentów i przedsiębiorstw. Cła są w istocie podatkami, które prędzej czy później zostają przerzucone na klientów. Amazon, Apple czy Meta – każda z tych firm może odczuć spadek wydatków, czy to w kategorii zakupów, czy budżetów reklamowych. Nawet jeśli iPhone’y chwilowo unikną wyższych stawek, portfele klientów mogą nie być równie odporne.
Czy inwestycje w AI przetrwają burzę?
To prowadzi nas do pytania najważniejszego: czy wielka ofensywa inwestycyjna w AI utrzyma tempo? Alphabet, Microsoft i Amazon zadeklarowały, że w tym roku wydadzą na ten cel – odpowiednio – 75, 80 i ponad 100 miliardów dolarów. Na razie nie ma sygnałów, by miały się z tych planów wycofać, ale nikt rozsądny nie spodziewa się też, że będą je zwiększać.
Jak ujął to Gil Luria z D.A. Davidson: „Nie sądzę, by te firmy zmieniały plany opiewające na setki miliardów dolarów na podstawie trzech tygodni w niepewnym otoczeniu”.
Eli Lilly rewolucjonizuje odchudzanie. Wall Street w euforii, akcje poszybowały o 16%
Europa też powinna patrzeć uważnie
Z perspektywy europejskiego obserwatora warto przyglądać się tej rozgrywce nie tylko jako kolejnej odsłonie handlowej szachownicy USA–Chiny. To, co dzieje się za oceanem, ustawia punkt odniesienia także dla inwestorów w Warszawie, Frankfurcie czy Amsterdamie. Jeśli AI ma być nowym internetem, a chipy – ropą XXI wieku, to dziś właśnie ważą się losy tego, kto będzie miał dostęp do źródła.