Model finansowania elektrowni atomowych w Polsce budzi coraz większe kontrowersje. Będziemy to robić jak jeszcze nikt na świecie
Szacowanemu na kilkaset miliardów zł projektowi jądrowemu towarzyszy coraz większy chaos. Możliwość blokady atomu przez Komisję Europejską, niespodziewana inicjatywa realizowania przez wicepremiera Sasina równoległej inwestycji „dużego atomu” – to najlepsze tego przykłady. Coraz więcej przesłanek świadczy również o tym, że polski rząd w ciągu ostatnich siedmiu lat nie wypracował modelu finansowego dla siłowni, które mają zasilić krajową energetykę.
Kontrowersyjny model finansowania budowy elektrowni atomowej
Niedawny wywiad w Dzienniku Gazecie Prawnej z rzecznikiem Ministerstwa Klimatu i Środowiska, Aleksandrem Brzózką jeszcze bardziej spotęgowała chaos realizowanego w Polsce projektu budowy elektrowni atomowych. Urzędnik uwypukla w nim potencjalną możliwość wykorzystana tzw. „modelu SaHo” w sfinansowaniu inwestycji jądrowych. To dalece niepokojące ponieważ pozostaje on modelem teoretycznym, dotąd nie wdrożyło go żadne państwo, w dodatku jego założenia zostały szerzej zaprezentowane przez zespół resortu klimatu dopiero w styczniu br. Wszystko to skłania do zadania pytania czy po unieważnieniu konceptu kontraktu różnicowego w 2015 r. rząd przez kolejne siedem lat faktycznie opracował alternatywę dla tego rozwiązania?
Unieważnienie kontraktu różnicowego
Pomysł rządów Platformy Obywatelskiej i PSL na sfinansowanie energetyki jądrowej opierał się na tzw. kontrakcie różnicowym, a wzorcowy był tu projekt brytyjskiej siłowni Hincley Point C. Był to mechanizm, w którym państwo zawierało z wykonawcą wieloletnią umowę określając cenę energii produkowanej w przyszłości przez elektrownię atomową. Gdy była ona niższa od wyznaczonej państwo dopłacało wykonawcy, gdy wyższa to wykonawca dopłacał państwu. W 2015 r. po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość zrezygnowano z tego modelu i rozpoczęto prace nad nowym. W efekcie zapadła cisza, która trwała siedem lat.
Dopiero w styczniu br. część mediów branżowych poinformowało, że International Journal of Management and Economics, czasopismo naukowe warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej, opublikowało artykuł Łukasza Sawickiego z Departamentu Energii Jądrowej Ministerstwa Klimatu i Środowiska oraz dr Bożeny Horbaczewskiej z SGH poświęcony innowacyjnemu modelowi inwestycji w energetykę jądrową. Od ich nazwisk nazwano ten model SaHo.
Założenia modelu SaHo i jego krytyka
W prostych słowach model SaHo opisał Aleksander Brzózka (pełną analizę można znaleźć tutaj). „Przewiduje on budowę elektrowni przez spółkę skarbu państwa, która od momentu utworzenia może stopniowo sprzedawać akcje/udziały odbiorcom końcowym energii elektrycznej, aby po uruchomieniu elektrowni odbierali oni z niej energię po kosztach wytworzenia. Przy ewentualnym wykorzystaniu modelu SaHo, środki na budowę elektrowni jądrowej w drugiej lokalizacji, pochodziłyby ze sprzedaży akcji/udziałów pierwszej elektrowni” – twierdzi urzędnik.
Chciałbym tu zwrócić uwagę na przynajmniej kilka kwestii, które należy uznać za głęboko niepokojące.
Przede wszystkim Polska niepotrzebnie komplikuje i utrudnia sobie skuteczną realizację kluczowego z perspektywy bezpieczeństwa energetycznego projektu za kilkaset miliardów zł. Zamiast oprzeć się na konkretnych i sprawdzonych rozwiązaniach w ciągu siedmiu lat stworzono jedynie bazowe założenia teoretycznego modelu finansowego. Jego autorami nie są renomowane nazwiska z branży jądrowej, ale urzędnicy w Ministerstwie Klimatu. To resort państwa, które nie posiada własnego parku elektrowni atomowych.
W dodatku ten teoretyczny i niewypróbowany model nie został poddany rzetelnej krytyce naukowej. Opublikowanie go w periodyku Szkoły Głównej Handlowej, co nie daje żadnej rękojmi wychwycenia luk przyjętych założeń. Rzetelna dyskusja byłaby zresztą i tak pozbawiona głębszego sensu ze względu na kalendarz. Napięty harmonogram i konieczność oddania do użytku pierwszego atomu w 2032 r. wymusza natychmiastowe działania.
Nie wiadomo również nic na temat opinii potencjalnych kontrahentów ubiegających się o budowę elektrowni atomowych w Polsce (Bechtel, bo Westinghouse to tylko firma projektowa, EDF, KHNP) odnośnie modelu SaHo? Z reguły takie firmy były zainteresowane nie tylko procesem inwestycyjnym, ale również zarobkiem przy okazji eksploatacji obiektu.
Kolejna problematyczna kwestia dotyczy tego, kto miałby nabywać akcje wybudowanej elektrowni atomowej służące sfinansowaniu kolejnej siłowni jądrowej? Jaki wpływ miałoby to na bezpieczeństwo energetyczne państwa? Czy kupcami byliby duzi, państwowi odbiorcy przemysłowi? Czy uwzględniono listę takich potencjalnych firm? Strategie takich podmiotów i ich własne inwestycje w źródła energii? Co z zainteresowaniem kupnem takich akcji przez kapitał zagraniczny?
No i w końcu rzecz najważniejsza. Czy Polskie Elektrownie Jądrowe samodzielnie poradziłyby sobie z nadzorem inwestorskim powoli zbywając akcje pierwszej elektrowni?
Komisja Europejska prawdopodobnie zablokuje amerykański atom w Polsce. Casus Marka Woszczyka
Co z tego wynika?
W mojej ocenie wydaje się wysoce prawdopodobne, że model SaHo jest obecnie promowany po to, by nie przyznawać oficjalnie, że zmarnowano siedem lat na przygotowanie wypróbowanego i rzetelnego modelu finansowego dla elektrowni atomowych budowanych w Polsce.
Niestety chaos towarzyszący projektowi jądrowemu w ostatnim czasie (możliwość zablokowania wyboru Westinghouse przez Komisję Europejską, nagła informacja o zaangażowaniu PGE w równoległy projekt dużego atomu) pokazuje, że inwestycja nie jest prowadzona z należytą starannością.
SaHo zdaje się również nie spełniać wymogów dotyczących spółek wpisanych na listę tzw. strategicznych. Chodzi tu o potencjalne ryzyko wrogiego przejęcia elektrowni atomowej w wyniku emisji akcji. To kwestia niepokojąca nawet jeśli chodziłoby jedynie o objęcie udziałów mniejszościowych.
Zaniepokojenie powinna budzić także sytuacja, w której nabywcami akcji elektrowni atomowej byłyby duże firmy, które zapowiedziały realizację projektów SMR-owych. SaHo może skanibalizować projekty małych modułowych reaktorów jądrowych w Polsce.