[RAPORT] Koreańczycy mogą zredukować udział lokalnych firm w czeskim programie jądrowym. Polsce grozi to samo
Po wygraniu przetargu na budowę reaktorów jądrowych w Czechach, a właściwie uzyskaniu statusu „preferowanego dostawcy” i zaproszenia do negocjacji umowy, koreańskie KHNP staje przed ryzykiem nieopłacalności projektu, związanego z koniecznością płacenia licencji Westinghouse, brakiem rządowych subsydiów i wymogiem zatrudnienia czeskich firm. W Polsce również toczy się dyskusja nad udziałem lokalnego przemysłu przy budowie elektrowni jądrowej przez Amerykanów, jednak polscy decydenci, w przeciwieństwie do czeskich, zamierzają walczyć o miejsce dla krajowych firm w tym strategicznym projekcie.
Po wygraniu czeskiego przetargu na dwa reaktory w EJ Dukovany koreańskie KHNP stoi, zdaniem tamtejszych mediów, przed widmem nieopłacalności tego projektu, ze względu na trzy czynniki: konieczności zapłacenia „haraczu” amerykańskiemu Westinghouse, braku możliwości subsydiowania przez koreański rząd i zobowiązania do zlecenia 60% wartości prac czeskiemu przemysłowi.
Wiele wskazuje na to, że drogą do uratowania opłacalności strategicznie ważnego pierwszego europejskiego zamówienia będzie „wycięcie” czeskich firm w toku certyfikacji jakościowych i pozornie wiarygodnych przetargów na poszczególne prace, w których konkurować będą z subsydiowanymi dotychczasowymi koreańskimi poddostawcami KHNP i KEPCO.
W ten sposób Seul uratować może kontrakt i ominąć unijne rozporządzenie o niedozwolonych subsydiach, ale kosztem czeskiego przemysłu jądrowego. Działania Koreańczyków prowadzone są przy biernej postawie czeskiego rządu i inwestora – czeskiego operatora jądrowego ČEZ, którym jak się wydaje zależy jedynie na niskiej cenie ze reaktory i przejęciu przez Koreańczyków całości ryzyk związanych z ich budową.
W Polsce sprawa „local contentu” przy budowie pierwszej elektrowni jądrowej przez Amerykanów też rodzi ryzyka. Decydenci mają jednak tego świadomość i jak się zdaje, zamierzają walczyć o polski przemysł, w odróżnieniu od naszych południowych sąsiadów.
Pyrrusowe zwycięstwo Koreańczyków w Czechach
Koreańskie KHNP pokonało w finale przetargu francuskiego rywala EDF, oferując, według informacji przekazanej w lipcu br. przez czeskiego premiera, budowę dwóch reaktorów jądrowych APR1000 za 17,3 mld dolarów (15,8 mld euro).
Koreańczycy zaoferowali niższą od Francuzów cenę, (choć w przeliczeniu na MW mocy zainstalowanej różnica nie była podobno znacząca), ale przede wszystkim zobowiązali się, że będzie ona sztywna, czyli że pokryją wszystkie dodatkowe koszty ewentualnych opóźnień w budowie i koszty innych ryzyk, związanych np. z licencjonowaniem w Czechach ich modelu reaktora. Dodatkowo, zdaniem koreańskich mediów, 60% wartości prac trafić ma do czeskich firm.
Wybór przez czeski rząd koreańskiej oferty oprotestowany został zarówno przez Francuzów z EDF, jak i Amerykanów z Westinghouse. Francuzi donieśli też do Komisji Europejskiej, że oferta KHNP może korzystać z niedozwolonego wsparcia rządu Korei Płd. Amerykanie zaś wytoczyli KHNP proces o nieuprawnione wykorzystanie licencyjne w przeszłości należącej do nich obecnie technologii reaktorów. Zdaniem Westinghouse, KHNP nie miało prawa oferować Czechom „swojego” reaktora APR1000, opartego według tej firmy na amerykańskich rozwiązaniach, bez uprzedniej zgody i amerykańskiej licencji eksportowej. KHNP uważa, że technologia reaktorów APR1400/APR1000 jest już w pełni koreańska. Amerykanie nie wydają się być tu jednak na zupełnie straconej pozycji, gdyż Koreańczycy zapłacili w przeszłości Westinghouse „haracz” przy okazji realizacji jedynego swojego jak do tej pory kontraktu eksportowego, czyli budowy czterech reaktorów APR1400 w EJ Barakah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Koreańska debata o opłacalności czeskiego kontraktu
Te wszystkie kwestie – spór prawny o licencję z Amerykanami, widmo postępowania Komisji Europejskiej w sprawie niedozwolonych w UE subwencji rządowych i zobowiązanie do podzielenia się pieniędzmi z czeskim przemysłem wywołały w ostatnich tygodniach publiczną debatę w Korei Płd. co do opłacalności kontraktu na reaktory i możliwości jego realizacji przez KHNP. Jak donoszą koreańskie media, w połowie października, podczas wysłuchania prezesów KEPCO (państwowego koncernu energetycznego, do którego należy KHNP) i KHNP przez komisję przemysłu, handlu i energetyki koreańskiego parlamentu, przedstawiciele opozycyjnej (ale mającej większość w koreańskim parlamencie) Partii Demokratycznej odmalowali zgoła odmienny od przedstawianego przez tamtejszy rząd obraz czeskiego kontraktu. Także koreańska prasa zadaje pytania co do jego opłacalności.
Na przykład w opublikowanym 23 września przez centrolewicowy dziennik Hankyoreh artykule (https://english.hani.co.kr/arti/english_edition/e_national/1159354.html) po raz pierwszy przytoczono obliczenia zaprezentowane przez posła Partii Demokratycznej dotyczące opłacalności sprzedaży reaktorów do Czech. Wynika z nich, iż po zapłaceniu Westinghouse żądanej według nieformalnych informacji kwoty 3 mld dolarów (około 11% budżetu) w opłatach licencyjnych i zamówieniach urządzeń, i po przeznaczeniu wymaganej przez czeski rząd części wartości inwestycji – 60% – na zamówienia w czeskich firmach, dla KHNP i koreańskiego przemysłu pozostanie z czeskiego zamówienia jedynie około 4,95 mld dolarów, co odpowiada niespełna 1% wartości całego koreańskiego eksportu w 2023 r.
W czasie publicznego przesłuchania szefostwa KEPCO i KHNP posłowie zwrócili też uwagę na to, że raz zapłacony „haracz” dla Westinghouse będzie musiał być powtarzany przy kolejnych eksportowych kontraktach na koreańskie reaktory. Włączanie opłaty w takiej wysokości (11% ceny reaktorów w przypadku kontraktu czeskiego) do każdej kolejnej oferty KHNP na eksport reaktorów będzie negatywnie wpływać ich zdaniem na konkurencyjność koreańskich ofert. Dodatkowo, zgoda KHNP na opłaty licencyjne dla Westinghouse (bezpośrednie lub ukryte w formie zleceń na konsulting, czy też na dostawy urządzeń, tak jak to miało miejsce w przypadku EJ Barakah) pozwoli Amerykanom de facto decydować o tym na jakie rynki Koreańczycy mogą eksportować technologie jądrowe, a na jakie nie, np. ze względu na istniejącą (przykład Polski) lub planowaną (np. na Ukrainie czy w Bułgarii) obecność na nich Westinghouse.
Inną podnoszonym przez koreańskich polityków zarzutem, w kontekście zobowiązania KHNP do zlecenia znacznej części prac w ramach czeskiego kontraktu, był brak perspektyw dla rodzimego przemysłu jądrowego. Stoi on bowiem nadal, po latach mrożenia inwestycji jądrowych na koreańskim rynku i braku sukcesów eksportowych, przed widmem braku zleceń. Sytuację poprawiło niedawne ogłoszenie przez projądrowy (choć mniejszościowy) rząd wznowienia budowy dwóch reaktorów APR1400. Budowa kolejnych ujęta jest w projekcie nowego koreańskiego planu energetycznego, nie wiadomo jednak czy zyska on poparcie tradycyjnie antyjądrowej koreańskiej centrolewicowej opozycji parlamentarnej. W tej sytuacji konieczność rozwijania local contentu w Czechach jest, dla koreańskiego przemysłu, przyzwyczajonego do wykonywania kontraktów eksportowych własnymi siłami (jak w EJ Barakah) politycznie nie do przyjęcia. Naturalne są więc naciski na KHNP i KEPCO by preferować koreańskie firmy w stosunku do zagranicznych, w tym przypadku czeskich.
Fot. khnp.co.kr
Koreański sposób na opłacalność budowy w Czechach?
To właśnie kwestia tzw. „local content”, czy stopnia zaangażowania – lub właściwie stopnia niezaangażowania – czeskiego przemysłu i firm może mieć tu kluczowe znaczenie dla opłacalności i wykonalności projektu dla Koreańczyków. Skoro najpewniej będą musieli zapłacić Amerykanom za nieutrudnianie realizacji umowy, a Komisja Europejska będzie pilnować, żeby państwo koreańskie nie udzielało bezpośredniego wsparcia finansowego KHNP pozwalającego na wzięcie na siebie, zgodnie z obietnicą wobec Czechów, wszystkich ryzyk, to najłatwiejsze może okazać się „odzyskanie” pieniędzy dzięki odpowiedniemu rozegraniu sprawy udziału lokalnego przemysłu.
Rozegranie to mogłoby, na co zaczyna wskazywać wiele sygnałów, mieć formę możliwie znacznego zmniejszenia zaangażowania czeskich firm w budowę koreańskich reaktorów, poprzez wykluczanie ich w organizowanych przez KHNP i jego koreańskich dostawców przetargach na poszczególne prace. O ile przed wyborem przez czeskie władze koreańskiej oferty przedstawiciele KHNP podkreślali zobowiązanie do zlecenia lokalnym firmom 60% wartości prac, o tyle po pozytywnej dla siebie decyzji zaczęli niuansować swoje wypowiedzi. I tak, na forach niepublicznych przyznanie zamówień czeskim dostawcom i wykonawcom zaczęło być uzależniane od zaoferowania odpowiednich warunków cenowych (przedstawiciele KHNP mieli proponować niektórym firmom obniżkę oferowanych cen na start o 30-40% by ich oferty zostały uznane za odpowiednio konkurencyjne), czy od pokonania przez nich w przetargach dotychczasowych koreańskich dostawców. W mediach pojawiły się też wypowiedzi Koreańczyków o uzależnieniu zamówień dla czeskich firm od spełniania odpowiednich standardów jakościowych i możliwego wpływu prac na bezpieczeństwo jądrowe.
Zapowiadane przez KHNP procedury przetargowe mogą oczywiście być w pełni uczciwe i transparentne, jeśli poziom cen ofert startujących w nich firm koreańskich będzie odzwierciedlał rzeczywiste ich koszty, a ich warunki oparte będą na realiach czeskich. Niestety nie ma co do tego żadnej pewności. Za to pewne jest to, że nic nie będzie im bronić startować z ofertami subwencjonowanymi przez koreański rząd. O ile bowiem niedozwolone koreańskie subwencje w stosunku do KEPCO i KHNP mogą być łatwe do udowodnienia, bo firm tych po prostu nie stać w ich sytuacji finansowej na samodzielne ponoszenie całości ryzyk związanych z czeską ofertą, o tyle będzie to trudne lub niemożliwe w przypadku licznych mniejszych koreańskich dostawców, będących w lepszej kondycji.
Czeskie firmy natomiast będą, w takim scenariuszu, seryjnie przegrywać w przetargach, być odrzucane ze względu na bardzo szeroko pojęte „bezpieczeństwo jądrowe” bądź też nie będą spełniać wyśrubowanych koreańskich standardów jakościowych, o których spełnianiu decydować będą koreańscy audytorzy. KHNP będzie zatem „zmuszone”, mimo „usilnych starań” o zapewnienie możliwie dużego udziału local content, oprzeć się na sprawdzonych koreańskich dostawcach oferujących bardzo korzystne ceny, a przy okazji uratuje opłacalność czeskiego kontraktu i zadomowi się na europejskim rynku. Wszystko to absolutnie w zgodzie z przepisami UE, w tym rozporządzeniem „Foreign Subsidies Regulation” (FSR).
Elektrownia Shin Wolsong. Fot. Khnp.co.kr
Jak jest z local contentem w Polsce
No dobrze, ale jak to się ma do sytuacji w Polsce? U nas też od wielu miesięcy trwa dyskusja dotycząca możliwego zaangażowanie polskiego przemysłu w budowę pierwszej, nadmorskiej elektrowni jądrowej w ramach PPEJ. Jak słychać, nie wszystkie polskie firmy są zadowolone z tempa działań amerykańskich wykonawców budowy elektrowni, Westinghouse i Bechtel, i z zakresu wstępnie przewidywanych prac, które są im proponowane. Niektórzy widzą w tym nawet chęć ograniczenia wielkości local contentu przy budowie na rzecz sprawdzonych dotychczasowych wykonawców, preferencyjnie takich, którzy już pracowali przy budowie poprzednich reaktorów AP1000. Takie podejście byłoby o tyle zrozumiałe, że – w ściśle teoretycznym ujęciu – nowi wykonawcy w łańcuchu dostaw to zawsze konieczność ich dostosowania (koszty!) i ryzyko opóźnienia dostaw lub prac (terminy!). Trzeba to uwzględniać zarówno w planowaniu harmonogramu przygotowań do budowy i samych prac, jak i też w podziale ryzyk pomiędzy inwestora i wykonawców, jeśli celem jest, jak w przypadku PPEJ, możliwie znaczne zaangażowanie miejscowych firm (przypomnijmy, planowane na poziomie 40% wartości prac przy budowie pierwszego reaktora, więcej przy kolejnych).
Ze środowiska specjalistów od zapewnienia jakości słychać też obawy o decydującą o możliwości udziału w budowie certyfikację potencjalnych dostawców według amerykańskiej normy ASME NQA-1, w której przypadku to audytorzy reprezentujący głównego wykonawcę decydują samodzielnie o jej wyniku, co rodzi obawy o zachowanie bezstronności, zapewnione w przypadku innych systemów certyfikacji, takich jak „atomowa” norma ISO 19443.
W kwestię usprawnienia rozwoju local contentu przy budowie pierwszej elektrowni zaangażowała się w ostatnich tygodniach osobiście minister przemysłu Marzena Czarnecka. Po ostatnich zmianach personalnych na stanowisku Pełnomocnika ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej, w jego biurze i w spółce PEJ słychać, że kwestia local content ma być traktowana przez administrację rządową priorytetowo.
Powody zamieszania z local contentem
Głęboko ironiczne jest to, że podobne problemy z wcieleniem w życie zapisów o local content mają Czesi, którzy przeprowadzili hiper złożoną procedurę przetargową z tysiącami wymagań, i Polacy, którzy nie uznali za celowe przeprowadzenia jakiejkolwiek procedury konkurencyjnej. Jak się okazuje, wśród tysięcy wymagań i setek kryteriów podlegających ocenie, Czesi nie uwzględnili zaangażowania miejscowego przemysłu. Obaj dostawcy technologii zadeklarowali jedynie w sposób niewiążący poziom proponowany local contentu na etapie składania ofert. Miał on następnie zostać dopiero uzgodniony po wyborze preferowanego oferenta, a przed podpisaniem kontraktu na budowę reaktorów. Czeski operator jądrowy ČEZ przeprowadził więc ocenę ofert i wypracował rekomendację dla tamtejszego rządu w oderwaniu od tego, w jaki sposób wybrana oferta miała zostać zrealizowana, z jakim udziałem czeskiego przemysłu, a więc w konsekwencji z jakimi korzyściami dla czeskiej gospodarki. O ile można by to zrozumieć, choć z trudem, na poziomie oceny technicznej, to na poziomie decyzji politycznej brak oceny poziomu local contentu przy wyborze partnera do budowy elektrowni nie jest zrozumiały. Na logikę powinno to być jedno z trzech głównych kryteriów oceny – oprócz ceny i korzyści politycznych do uzyskania przez państwo czeskie. To właśnie dzięki temu koreańskie KHNP mogło najpierw zadeklarować 60% udziału czeskich firm w budowie, a potem, po wyborze jako preferowany oferent, bezpiecznie się z tej niezobowiązującej deklaracji wycofać, zrzucając winę na wysokie ceny i niskie standardy jakościowe czeskiego przemysłu.
Najwyraźniej może to zrobić, bo Czesi nie przewidzieli ani oceny wiarygodności deklaracji oferentów o poziomie local contentu (np. na podstawie ilości przeprowadzonych audytów i prekwalifikacji przedsiębiorstw), ani sposobu weryfikacji realizacji tych zapowiedzi (np. poprzez plan rozwoju local contentu, harmonogramu związanych z tym działań, okresowych raportów o ilości prekwalifikacji, kwalifikacji, zleceń, etc.). Czeskie władze nie wyposażyły się więc w narzędzia do tego by wymagać pracy dla czeskiego przemysłu (swoich wyborców!), który teraz stanąć będzie musiał do nieuczciwej konkurencji z koreańskimi firmami o możliwość udziału w największej w historii inwestycji czeskiego państwa, realizowanej za czeskie państwowe pieniądze. Nic dziwnego, że czeski przemysł czuje się dziś, jak słychać, rozczarowany. Tym bardziej, że według napływających z Czech informacji francuska oferta była w tej kwestii bardziej rozbudowana, czemu też nie należy się dziwić. Jeśli bowiem znany z opóźnień i przekraczanych budżetów EDF coś robi dobrze przy budowie elektrowni jądrowych, to jest to z pewnością rozwój local contentu, jak widać na przykładzie Hinkley Point C w Wlk. Brytanii.
W Polsce także zupełnie oddzielono kwestię zaplanowanego w PPEJ teoretycznego poziomu zaangażowania polskiego przemysłu od rzeczywistego poziomu zleceń dla polskich firm przy budowie elektrowni. Do tego jeszcze oddzielono odpowiedzialność za planowanie i szkolenie polskich firm by pomóc im wejść w łańcuchy dostaw zagranicznych partnerów i za rozliczanie tychże partnerów z ilości i wartości umów realnie zawartych z takimi firmami. Za to pierwsze odpowiadało do tej pory Ministerstwo Przemysłu (a konkretnie Departament Energii Jądrowej, będący od lat największym promotorem polskiego local contentu), za drugie zaś Pełnomocnik i jego biuro. Po ostatnich zmianach w umocowaniu funkcji pełnomocnika jest szansa, że odpowiedzialność ta będzie w tych samych rękach, a działania będą wreszcie koordynowane.
Tak jak w Czechach, w Polsce także wybrano wykonawcę budowy elektrowni jądrowej bez wcześniejszego zobowiązania go do zapewnienia udziału w niej miejscowego przemysłu. W odróżnieniu od Czechów, u nas nawet nie spytano się amerykańskich partnerów przed podjęciem decyzji o ich wyborze o takie drobiazgi jak koszt budowy czy też możliwości udziału w jej sfinansowaniu. Tak jak w Czechach też, polska administracja rządowa (w tym PEJ) pozbawiła się w ten sposób pozornie większości instrumentów nacisku na odpowiedzialnych za budowę zagranicznych partnerów, tak by móc wymagać wypełnienia zobowiązań, w tym związanych z local contentu.
Nie wszystko jeszcze stracone
Czy to oznacza że wszystko jest już stracone? Niekoniecznie. Zarówno w Czechach, jak i w Polsce jeszcze nie została zawarta umowa EPC na budowę elektrowni. W obydwu krajach zatem to miejscowy rząd ma w rzeczywistości w ręku wszelkie argumenty żeby wymagać możliwie znacznego i przy tym realnego poziomu zaangażowania miejscowego przemysłu i, przede wszystkim, weryfikować deklaracje partnerów. Zawsze może nie podpisać umowy, jeśli jej warunki nie będą satysfakcjonujące. Wystarczy postawić wykonawcom teraz – przed podpisaniem kontraktu – twardy warunek zapewnienia określonego poziomu local contentu i ustanowić metody weryfikacji realizacji poczynionych zobowiązań. Są sposoby by zrobić to w zgodzie z prawodawstwem UE. Oczywiście wymaganie co do poziomu local contentu będzie musiało być skompensowane odpowiednim podziałem ryzyk pomiędzy inwestorem a wykonawcą / wykonawcami i uwzględnione w harmonogramie budowy. Zarówno polskie jak i czeskie władze mają odpowiednie kompetencje i doradców żeby to zrobić. Pytanie tylko czy mają taką wolę, a może nawet i odwagę polityczną?
Czy Czesi będą walczyć o swój przemysł?
Po polskiej stronie trwają już podobno prace, na poziomie ministerstwa przemysłu, nad nowymi wymaganiami dotyczącymi local contentu. Można mieć nadzieję, że ich wyniki wprowadzone zostaną do umowy na budowę pierwszej elektrowni w ramach PPEJ i wymagane będą przy kolejnej lub kolejnych. Ostatnie zmiany w resorcie przemysłu i zapowiadane zmiany w PEJ mogą wskazywać na to, że kwestia local contentu zostanie wreszcie potraktowana poważnie. Czy tak będzie też w Czechach – nie wiadomo.
Na dziś kwestia local content nie wydaje się interesować nikogo poza czeskim przemysłem. Czeski rząd całą energię zdaje się poświęcać obronie zasadności wyboru KHNP jako dostawcy reaktorów i zacieśnianiu partnerstwa gospodarczego z Koreą Południową. Interesy własnego przemysłu zdają się być na razie na drugim miejscu. Może wynikać to także ze świadomości, że czeskie firmy z branży jądrowej nie będą w obecnej sytuacji dążyły do upubliczniania problemów przed podpisaniem z KHNP umowy na budowę reaktorów, z jednej strony mając cały czas nadzieję na pozytywny dla nich wynik zapowiadanych przetargów, z drugiej zaś będąc pod presją swojego głównego klienta – ČEZ. Czeskiemu operatorowi zaś, jak już pokazał wybór Koreańczyków w wyniku zakończonej w lipcu br. procedury przetargowej, zależy jedynie na możliwie niskiej cenie za reaktory i na przerzuceniu możliwie dużej części ryzyk na ich wykonawcę. Może się więc jeszcze okazać, że za kilka lat czeski przemysł jądrowy będzie patrzył z zazdrością na polski i szukał szczęścia przy budowie elektrowni jądrowych w Polsce.